poniedziałek, 20 maja 2013

Rower i 25. Trening z Ewą Chodakowską


13.05. Rower -16km  
14.05. Rower -20km + Pilates
15.05. Rower -15km 

16.05. Rower -18km
18.05. Rower -15km
19.05. Turbo Ewy Chodakowskiej + jedna 6-minutówka (7.część, to moja ulubiona)


Cóż, nie biegałam już długo, więc Michał boi się, że bym sobie kuku nie zrobiła w Bieszczadach, ale obiecuję, że będę bardzo rozsądna. Jak on, będę o świcie wychodzić na trening, jednak krócej, wolniej, w terenie będę bieg przeplatać z ćwiczeniami aerobowymi Ewy Chodakowskiej, a po powrocie solidnie się rozciągać, by potem wszystkie mięśnie wymasować sobie całodziennym marszem.

We wtorek na pilatesie byłam sama, więc popracowałyśmy solidnie z fizjoterapeutką. Muszę wzmocnić mięśnie ud i się dużo rozciągać,bo mam aż przykurczone. Kupiłam sobie już taśmy, codziennie ćwiczę, wkrótce powinny być efekty.
Ale za to powiedziała, że mam piękny i mocny mięsień prosty brzucha, tylko głębokie dość słabe, a to one właśnie odpowiadają za właściwą postawę. Będziemy pracować.

Wrzucam Wam jeszcze, co mi się stało w czwartek. Felga pękła, a w drugim miejscu się mocno wygięła, ledwo dojechałam do domu. Byłam przekonana, że to przez krawężniki. Michał zawiózł do Gabora koło w sobotę, wrócił z nowym :)  A przy okazji się dowiedział, że to ze starości. Mój rower to rocznik '83, od hamulców wytarła się felga i w ten sposób ścianki felgi stały się cieńsze, a w efekcie nie wytrzymały ciężaru.







Ok, za pół godzinki ruszamy; plecaki gotowe, mój waży 13 kg, Michała 16. 
Jutro o tej porze powinniśmy być już w Bieszczadach. Do miłego!




niedziela, 12 maja 2013

Bieg, choć głównie spanie i pedałowanie...


06.05. Bieganie: 4,6km, 00:29:54, tempo 06:25 min/km  
09.05. Rower -15km
10.05. Rower -15km
12.05. Rower -24km



Tydzień miałam ciężki, więc trening biegowy tylko jeden, no i rowerem do pracy od czwartku jeżdżę. Ten rower mnie ratuje, choć do pracy mam blisko, ale trochę rozrywki mam od rana przynajmniej.

Bieg w poniedziałek nie należał do przyjemnych, byłam zmęczona, spuchnięta, zniechęcona, walczyłam cały dystans, by nie wrócić do domu.
Pamiętajmy, że takie dni i takie treningi też się zdarzają i właśnie ważne jest, by się nie poddać. Ma być wolniej, trudniej, gorzej niż zwykle? Trudno, i takie dni się zdarzają, ale nie poddawajmy się, nie wolno po prostu przerwać treningu i wrócić do domu, nie wolno. Przejdźmy na chwilę do marszu, ale nie wracajmy do domu.
Napiszę więcej w kolejnych dniach. Będę pisać częściej, ale bardzo krótko, po raz kolejny to sobie obiecuję...
Misza niewyraźny, bo za szybko biegł :)

Dzisiaj dłużej byłam na rowerze, w deszczu, ale po lesie, bo towarzyszyłam Michałowi podczas jego treningu biegowego. Fajnie tak razem, polecam :)

A po wspólnym treningu zjedliśmy pyszny i zdrowy obiad. Pstrąg pieczony przyprawiony cytryną i tymiankiem, do tego kasza gryczana i warzywa. Nasz tradycyjny niedzielny obiad.


Niedzielny obiad biegacza

Miłego tygodnia! Oby było w pracy luźniej, bo to się odbija na moich treningach... 

P.S. Nie wstałam wtedy na trening, pobiegłam wieczorem, ale myślę, że poranne treningi to jedyna możliwość, bym biegała regularnie. Taka praca.

niedziela, 5 maja 2013

24. Trening z Ewą Chodakowską, rower oraz dylematy porannego biegacza

05.05. Turbo z Ewą Chodakowską
05.05. Rower - 10km, symbolicznie :)

Dzień zaczęłam od owsianki i espresso, a potem Ewy Chodakowskiej - wróciłam do niej, przyznaję. Zbyt długa przerwa była od niej, ale mięśnie doskonale pamiętają - i dobrze!
Powrót do ćwiczeń z Ewą był godny, obfity w pot i uśmiech. Godzina szczęścia. Pełna, bo po Turbo jeszcze robiłam jej 6-minutówkę i inne ćwiczenia + rozciąganie.

A przed obiadem przejechałam się 10km rowerem - symbolicznie, ale tak właśnie dzisiaj miało być, żeby nie przesadzić, no a czułam troszkę pośladki po wczorajszej wycieczce. Mam jednak dość twarde siodełko...

Czy uda mi się wstać jutro ponad godzinę wcześniej i pobiec? Sama w to nie wierzę, nastawiając budzik na 4:30... 
Zdecyduję, zasypiając, bo od godziny zaśnięcia wszystko właśnie zależy..

Wolałabym jednak trening zrealizować przed pracą, bo w poniedziałki popołudniu jestem naprawdę wykończona...

Miłego tygodnia!

Biega, jeździ, pływa c.d. :)


03.05.-  Pływanie: 30 min
04.05. - Bieganie: 3,5km + 100 brzuszków w ramach gimnastyki siłowej
04.05.-  Rower: 33 km


To najpierw poprzednie dni - leniłam się, albo uprawiałam sport, czyli znowu z pracy magisterskiej nici... Doba powinna mieć 5h więcej, wtedy byłoby idealnie.

W piątek pojechaliśmy na basen, tym razem spróbowałam pływać w ten sposób: wdech co 2 ruch pływacki, zawsze prawą stroną i chyba było łatwiej. Nie szarpałam się, jak ostatnio, choć wtedy pewnie więcej emocji i dlatego był taki efekt.
Za pierwszym razem brałam wdech co 3 ruch ręką.
To wszystko nie zmienia faktu, że mam słabe nogi, bo po 30 minutach prób pływania, poczułam uda, gdy wsiadłam na rower w drogę powrotną. Poza tym naprawdę daleka droga przede mną. Ale nie poddam się, w wodzie czuję się fantastycznie!

Wczoraj rano wybrałam się na 5km, ale źle mi się biegło, miałam ciężkie i opuchnięte nogi, więc zrezygnowałam po 3,5km, a potem śniadanie zjedliśmy i pojechaliśmy do rodziców Michała na grilla. Co roku w weekend majowy do nich jedziemy, taka mała tradycja. Były nawet 2 z 3 sióstr Michała, co się rzadko zdarza, bo wciąż są poza domem :)
Fajnie, nacieszyłam oko widokiem Borysa, ich ukochanego labradora. Co prawda znowu przytył, ale... on ma takie poczciwe spojrzenie!

Jestem już po owsiance i espresso, za jakieś 40 minut odpalę sobie Ewę Chodakowską - odkąd wróciłam do biegania, porzuciłam ją. Dzisiaj się mierzyłam i prawie wszędzie 1-2 cm mniej, ale to trochę za mało. Wciąż mam wielki tyłek. Trzeba coś z tym zrobić, bo sezon bikini właśnie się rozpoczął.





środa, 1 maja 2013

Prawie jak triathlon (biega, jeździ, pływa!)

30.04. - Bieganie: 5km, 29:36 min, tempo 5:55 min/km  
01.05.-  Rower: 19km
01.05.-  Pływanie: 30 min

Wczoraj pobiegałam rano - 5km, 2 razy przeszłam do marszu na 20 sekund. Biegłam w Nike Free Michała i w nich naprawdę czuję, że frunę! Spróbuję wyjąć sobie wkładkę z moich Asicsów, może będzie podobnie i może też będzie wymuszony krok ze śródstopia? Troszkę czułam kolano na początku, ale minęło i potem nic nie dokuczało, więc odnoszę wrażenie, że czasem ono mi tylko sygnalizuje "Hej, miałaś kontuzję, miednica do przodu, pracuj właściwie stopami, plecy proste!". 
Trochę też pozałatwiałam spraw, podjeżdżając rowerem, ale nie będę Wam wypisywać 5km, więc sobie podaruję.
Za to dzisiaj... Wstaliśmy o 8, zjedliśmy duże śniadanie, wypiliśmy espresso i po strawieniu pojechaliśmy rowerami na Termy Maltańskie - mieszkamy nad Maltą, więc trudno mi wytłumaczyć, dlaczego nigdy tam jeszcze nie byłam... Szczególnie, że zawsze lubiłam pływać. Michał trenuje na basenie 2 razy w tygodniu i zrobił ogromne postępy, choćby samemu ucząc się kraula.

No właśnie - nie jeździłam na basen, bo jako biegaczka, nie mogę pływać żabką - bardzo obciąża kolana!
A ja właśnie tylko krytą żabą w wodzie się poruszam. Pożyczyłam od ratownika deseczkę, by popracować nad techniką i jakoś szło. Szybko deseczkę odstawiłam, bo okazało się, że łatwiej jednak bez niej próbować, czytaj: mam bardzo słabe nogi. Ramiona też. W ogóle wszystko mam słabe. No ale za pierwszym razem zawsze jest trudno, więc jutro lub w piątek znowu spróbuję. Nie było więc tak łatwo, ale 2 razy udało mi się bez przerwy przepłynąć pół 50-metrowego basenu (czyli jeden "normalny"), a resztę przeplatałam żabą.

Jutro do pracy, więc na chwilę przerywam ten długi weekend! ;>