środa, 11 września 2013

WCIĄGNIJ BRZUCH, czyli pilates po wakacyjnej przerwie

"Wciągnij brzuch!" - usłyszałam od mojej fizjoterapeutki dzisiaj chyba 30 razy. 
I była załamana moimi sztywnymi stawami biodrowymi - powiedziała, że z tego bierze się też ból kolana i inne.
I znalazła miejsce, gdzie miałam skręconą kostkę - zawyłam.
Popracowałyśmy godzinę - pod koniec powiedziała, że czuje, że powoli mi się biodra rozluźniają, ale że dużo pracy przed nami.
Ech.

I mam zadanie domowe, robić torpedę i się rozciągać. Może się odważę i nagram filmik.

Jeszcze słówko o rowerze- jeżdżę codziennie do pracy, ale... Czy wiecie, że kiedy wstaję o 5:10, jest zupełnie ciemno? Gdy wsiadam na rower i ruszam do pracy, o 6, czasem o 6:15, jest jaśniej, ale to już jednak nie jest to... I zimno. Na szczęście mam ciuchy. Dają radę ;)




A teraz uciekam spać, jestem wykończona.


ps. Przyjęłam dzisiaj 1530 kcal, zjadając śniadanie o 5:40 rano, potem drugie śniadanie w pracy o 9:30 dalej trzecie śniadanie (nie śmiejcie się :D) o 13:30, następnie obiad o 19 (w międzyczasie brzoskwinia i banan) i rządek czekolady na to wszystko. Jak to możliwe, że wpieprzyłam 2500kcal w niedzielę?! Ja w ogóle nie jestem teraz głodna! Idę spać, może wyśnię rozwiązanie.



niedziela, 8 września 2013

Rolki

Jak napisałam, tak zrobiłam - odkurzyłam rolki, pojeździłam 25 minut. Następnie w domu zrobiłam 40 brzuszków i 15 squatów i długo się rozciągałam. Kiedy godzinę później jechałam na zakupy rowerem, czułam mięśnie, ale tak jak powinno się je czuć po treningu - czułam, że je mam. I tak się cieszyłam, że się zmobilizowałam, a jednocześnie żałowałam, że tak długo zwlekałam.

Wracam, wracam do regularnego sportu, bo 80-100 km tygodniowo rowerem to stanowczo za mało.

A, zmieniłam stronę z liczeniem kalorii, bo tamta była płatna. Jestem na tabelach kalorii. Znacie? Korzystacie?

I przepraszam, że tak długo mnie było. Wstyd mi. Mojemu ciało też.
Jak dobrze znowu czuć, że są mięśnie i mieć świadomość, że coś się dla siebie zrobiło! Nawet jeśli to trwało tylko 40 minut... Życzę sobie codziennie takich 40 minut.

Miłego tygodnia!


ps. Przyjęłam dzisiaj 2578 kcal, ale do Dextera wypiłam pół piwa i zjadłam spory kawał sera pleśniowego... I on mi tak podbił. Cóż, pocieszam się, że to nie czipsy. Miło by jednak było, gdybym chociaż 5 dni w tygodniu utrzymała do 2 000 kcal.

Majka's back


 
1500 km pojawiło się na liczniku tydzień temu




Witajcie po 2 miesiącach przerwy. Najpierw było to spowodowane skręceniem kostki, potem pracą, w której spędzałam 12-14 godzin na dobę, a następnie... Sami wiecie, jak to jest, gdy długa przerwa Was zaskoczy. Ciężko zacząć.

Tydzień temu wyszłam na krótki bieg, 3,5 km. Pod koniec niestety czułam kolano ;( W środę zaczynam nowy sezon na pilatesie, więc wszystko powinno wrócić do normy. ;> Trzymajcie kciuki.

Tymczasem tydzień temu stuknęło mi 1500km na liczniku w tym roku. Jeżdżę codziennie do pracy rowerem, poza małymi wyjątkami. Trochę też w weekend, ale raczej rekreacyjnie (do 15-20km).

Dosyć opieprzania się. Nie przytyłam bardzo, ale czuję się taka ociężała, sflaczała, bo rower to jednak za mało. Zalogowałam się na ile waży w celu dokładnego policzenia kalorii, które dziennie przyjmuję i trochę jestem przerażona liczbami, które wyskoczyły po dzisiejszym śniadaniu...  
Będę informować, ile i dlaczego tak dużo, pojawia mi się tam kalorii. Mam nadzieję, że zmobilizuje mnie to do zmniejszenia ilości wpieprzanych śmieci i słodyczy.

Michał też jest tam zalogowany, ale z innego powodu, niż 99% społeczeństwa - pilnuje, by nie przyjmować mniej kalorii niż 3- 3 500, a najszczęśliwszy jest, jak uda mu się dobić do 4 000. Serio. 

Odkurzam rolki i do dzieła.

Miłej niedzieli ;)

niedziela, 7 lipca 2013

niedziela, 16 czerwca 2013

Rower i bieganie (?)

07.06. Rower: 16 km
10.06. Rower: 18,5 km
            Bieg: 2 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)
11.06. Rower: 15 km
12.06. Rower: 16 km
13.06. Rower: 16 km
14.06. Rower: 22 km
15.06. Bieg: 4 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)



Jak widzicie, biegam mało i rzadko. Wczoraj miałam 4 km z marszem, było mi bardzo ciężko. A dzisiaj czuję kolano ;/
Muszę się wziąć w garść, wiem o tym. Wiem, że po raz kolejny to piszę. Ale bez regularności będzie kicha.

 

środa, 5 czerwca 2013

Pilates, rower i Pogoń za Wilkiem

04.06. Rower: 22km
04.06. Pilates
05.06. Rower: 16 km


Jak już się zawzięłam, postanowiłam, nastawiłam, by wstać jutro o 4:30 i pobiec, to zaczęło mnie boleć gardło - czy dlatego czułam się od wczoraj osłabiona? Czy dlatego boli mnie głowa od wczoraj? Znowu przeziębienie? Pogoda powinna być odpowiedzią, ale chcę się bronić, serio.

Dlatego dzisiejszy wieczór przeznaczam na uspokojenie się, herbatę z miodem. Wskakuję znowu do łóżka, chce odgonić choróbsko!

Tymczasem zapisałam się na pierwsze w tym roku zawody. Pogoń za Wilkiem 27.07.
Chcę pobiec poniżej godziny, spokojnie, nie łapiąc kontuzji. 

A fizjoterapeutka wczoraj na pilatesie ostro mnie powyginała, ale dzięki temu jestem rozciągnięta jak nigdy!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bieganie, odcięcie prądu

03.06. Bieg 5 km 00:28:27 (5:41 min/km)

Nie wiem, co powiedzieć i jak to opisać, ale po prostu mnie odcięło.
W końcu bez marszu, czułam jak frunę, biegłam - za szybko, co wskazuje czas. Ale kto z Was by się powstrzymał? W końcu miała lekkie nogi i czułam się świetnie. Od kilku tyg nie biegłam w Nike Free Michała, dzisiaj je założyłam i po raz kolejny sprawdza się teoria, że to buty dla mnie!

Po pierwszym kółku w lesie, zaczęło mnie boleć nogi. Dobrze, posłuchałam organizmu, a nogi bolą mnie bardzo rzadko, przeszłam do marszu. A potem było tylko gorzej. A to się potknęłam (już zapadał zmrok), doszły zawroty głowy, nie miałam siły biec ani iść. Serio, zastanawiałam się, czy dotrę do domu. Zawsze mam w kieszonce 5zł na wypadek odcięcia, a dzisiaj akurat nie miałam!!! Potrzebowałam cukru, poza tym mało dzisiaj piłam.

Michał mnie opieprzył, że trzeci dzień z rzędu miałam trening i takie są skutki i że dzisiejszym treningiem wszystko zepsułam, że cofam się w rozwoju treningowym, że muszę mieć dzień przerwy, jak jestem po kontuzji, że jeśli dzień po dniu, to ten drugi trening musi być dużo wolniejszy i mniej obciążający... I mówi, że może to wszystko nałożyło się dzisiaj? W sensie za często biegam po takiej przerwie,  mało wody, mało cukru, bardzo mało dzisiaj węglowodanów, a nawet nie zjadłam połówki banana przed wyjściem, co zawsze robię.
Nie wiem, nie wiem. Weszłam do domu na drżących nogach, zjadłam natychmiast garść rodzynek, popiłam wodą, a na to wciągnęłam sezamki. I było lepiej.
Rozciąganie, prysznic, potem kolacja i teraz znowu czuję się dziwnie, słabo. 

Ktoś to potrafi wytłumaczyć? To tylko 5 km dzień po dniu...

Obiecuję: biegać wolniej i powstrzymywać się nawet wtedy, jak będę czuła się tak świetnie jak dziś. Michał, obiecuję :)



niedziela, 2 czerwca 2013

Powrót do treningów

Tydzień w Bieszczadach bardzo mnie zaskoczył, bo okazało się, że mogę chodzić po górach (co, jak wiecie, było dla mnie nowym doświadczeniem) 10-17km i nic mnie następnego dnia nie boli. Oczywiście należy brać pod uwagę fakt, że nie byliśmy obciążeni m.in. stresem związanym z pracą, a to wszystko ma wpływ na zachowanie naszych mięśni.

W środę nad ranem wróciliśmy do domu, ten dzień wykorzystaliśmy na regenerację, a potem zbierałam się do biegania.

Podsumowanie ostatnich kilku dni:

29.05. Rower 10,5km
30.05. Rolki 25 minut 01.06. Bieg 2 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)
02.06. Bieg 5 km 00:33:39 (6:44 min/km) + rozciąganie z taśmą



Niestety rower mam znów w naprawie, tym razem musiałam oddać go do Decathlonu, gdzie mają jakąś awarię z pracownikami (pochorowali się, czy urlopy na żądanie czy coś), cóż - mam nadzieję odebrać go jutro, bo bez roweru to jak bez nogi.

W czwartek w końcu odkurzyłam rolki! Tylko chwilę pojeździłam, ale to naprawdę fajne. Obiecuję sobie, by znaleźć 30-40 minut chociaż raz w tygodniu właśnie na ten sport.

Wczoraj w końcu zdecydowałam się na bieg. Za karę, że tak długo nie biegałam, było bardzo ciężko, duszno, potraktowałam to jako rozruch i po 2km wróciłam do domu. Pogoda burzowa, więc zrzuciłam to na karb aury właśnie.

Dzisiaj wstałam o 7:30 i... nie było dużo lepiej, ale zmusiłam się do 5km, przeplatając je z marszem.
Czeka mnie walka, już to wiem.

Michał gdzieś wyczytał, że po powrocie z gór również potrzebujemy kilku dni na aklimatyzację - tu jest zupełnie inne powietrze, poza tym mięśnie inaczej pracują w naszej płaskiej Wielkopolsce.

A dlaczego nie biegałam w górach? Już pierwszego dnia, schodząc z Otrytu, poczułam kolano - to kontuzjowane. Zapomniałam bardzo zwracać uwagę na ugięte kolana przy schodzeniu. Następnego dnia Edyta, gospodyni domku, w którym mieszkaliśmy, pożyczyła mi kije i już do końca ich używałam. Podchodziłam sceptycznie do tego, ale okazało się, że one naprawdę zabierają sporą wagę, bardzo odciążają! 
Cóż, wygląda na to, że już zawsze w góry będziemy zabierać kije.

Tymczasem zbieram się w garść, trzeba coś postanowić i się zdecydować, co jesienią.

Od wtorku znowu do pracy idę, czas się przestawić na ranne bieganie, czyli wstawanie o 4 rano, bo inaczej nic z tego nie będzie. Uda mi się?


Ps. Po wczorajszym treningu weszłam na nasze 8. piętro i ani trochę nie zapiekły uda. Efekt chodzenia po górach? Będę stosować częściej, obiecuję!



poniedziałek, 20 maja 2013

Rower i 25. Trening z Ewą Chodakowską


13.05. Rower -16km  
14.05. Rower -20km + Pilates
15.05. Rower -15km 

16.05. Rower -18km
18.05. Rower -15km
19.05. Turbo Ewy Chodakowskiej + jedna 6-minutówka (7.część, to moja ulubiona)


Cóż, nie biegałam już długo, więc Michał boi się, że bym sobie kuku nie zrobiła w Bieszczadach, ale obiecuję, że będę bardzo rozsądna. Jak on, będę o świcie wychodzić na trening, jednak krócej, wolniej, w terenie będę bieg przeplatać z ćwiczeniami aerobowymi Ewy Chodakowskiej, a po powrocie solidnie się rozciągać, by potem wszystkie mięśnie wymasować sobie całodziennym marszem.

We wtorek na pilatesie byłam sama, więc popracowałyśmy solidnie z fizjoterapeutką. Muszę wzmocnić mięśnie ud i się dużo rozciągać,bo mam aż przykurczone. Kupiłam sobie już taśmy, codziennie ćwiczę, wkrótce powinny być efekty.
Ale za to powiedziała, że mam piękny i mocny mięsień prosty brzucha, tylko głębokie dość słabe, a to one właśnie odpowiadają za właściwą postawę. Będziemy pracować.

Wrzucam Wam jeszcze, co mi się stało w czwartek. Felga pękła, a w drugim miejscu się mocno wygięła, ledwo dojechałam do domu. Byłam przekonana, że to przez krawężniki. Michał zawiózł do Gabora koło w sobotę, wrócił z nowym :)  A przy okazji się dowiedział, że to ze starości. Mój rower to rocznik '83, od hamulców wytarła się felga i w ten sposób ścianki felgi stały się cieńsze, a w efekcie nie wytrzymały ciężaru.







Ok, za pół godzinki ruszamy; plecaki gotowe, mój waży 13 kg, Michała 16. 
Jutro o tej porze powinniśmy być już w Bieszczadach. Do miłego!




niedziela, 12 maja 2013

Bieg, choć głównie spanie i pedałowanie...


06.05. Bieganie: 4,6km, 00:29:54, tempo 06:25 min/km  
09.05. Rower -15km
10.05. Rower -15km
12.05. Rower -24km



Tydzień miałam ciężki, więc trening biegowy tylko jeden, no i rowerem do pracy od czwartku jeżdżę. Ten rower mnie ratuje, choć do pracy mam blisko, ale trochę rozrywki mam od rana przynajmniej.

Bieg w poniedziałek nie należał do przyjemnych, byłam zmęczona, spuchnięta, zniechęcona, walczyłam cały dystans, by nie wrócić do domu.
Pamiętajmy, że takie dni i takie treningi też się zdarzają i właśnie ważne jest, by się nie poddać. Ma być wolniej, trudniej, gorzej niż zwykle? Trudno, i takie dni się zdarzają, ale nie poddawajmy się, nie wolno po prostu przerwać treningu i wrócić do domu, nie wolno. Przejdźmy na chwilę do marszu, ale nie wracajmy do domu.
Napiszę więcej w kolejnych dniach. Będę pisać częściej, ale bardzo krótko, po raz kolejny to sobie obiecuję...
Misza niewyraźny, bo za szybko biegł :)

Dzisiaj dłużej byłam na rowerze, w deszczu, ale po lesie, bo towarzyszyłam Michałowi podczas jego treningu biegowego. Fajnie tak razem, polecam :)

A po wspólnym treningu zjedliśmy pyszny i zdrowy obiad. Pstrąg pieczony przyprawiony cytryną i tymiankiem, do tego kasza gryczana i warzywa. Nasz tradycyjny niedzielny obiad.


Niedzielny obiad biegacza

Miłego tygodnia! Oby było w pracy luźniej, bo to się odbija na moich treningach... 

P.S. Nie wstałam wtedy na trening, pobiegłam wieczorem, ale myślę, że poranne treningi to jedyna możliwość, bym biegała regularnie. Taka praca.

niedziela, 5 maja 2013

24. Trening z Ewą Chodakowską, rower oraz dylematy porannego biegacza

05.05. Turbo z Ewą Chodakowską
05.05. Rower - 10km, symbolicznie :)

Dzień zaczęłam od owsianki i espresso, a potem Ewy Chodakowskiej - wróciłam do niej, przyznaję. Zbyt długa przerwa była od niej, ale mięśnie doskonale pamiętają - i dobrze!
Powrót do ćwiczeń z Ewą był godny, obfity w pot i uśmiech. Godzina szczęścia. Pełna, bo po Turbo jeszcze robiłam jej 6-minutówkę i inne ćwiczenia + rozciąganie.

A przed obiadem przejechałam się 10km rowerem - symbolicznie, ale tak właśnie dzisiaj miało być, żeby nie przesadzić, no a czułam troszkę pośladki po wczorajszej wycieczce. Mam jednak dość twarde siodełko...

Czy uda mi się wstać jutro ponad godzinę wcześniej i pobiec? Sama w to nie wierzę, nastawiając budzik na 4:30... 
Zdecyduję, zasypiając, bo od godziny zaśnięcia wszystko właśnie zależy..

Wolałabym jednak trening zrealizować przed pracą, bo w poniedziałki popołudniu jestem naprawdę wykończona...

Miłego tygodnia!

Biega, jeździ, pływa c.d. :)


03.05.-  Pływanie: 30 min
04.05. - Bieganie: 3,5km + 100 brzuszków w ramach gimnastyki siłowej
04.05.-  Rower: 33 km


To najpierw poprzednie dni - leniłam się, albo uprawiałam sport, czyli znowu z pracy magisterskiej nici... Doba powinna mieć 5h więcej, wtedy byłoby idealnie.

W piątek pojechaliśmy na basen, tym razem spróbowałam pływać w ten sposób: wdech co 2 ruch pływacki, zawsze prawą stroną i chyba było łatwiej. Nie szarpałam się, jak ostatnio, choć wtedy pewnie więcej emocji i dlatego był taki efekt.
Za pierwszym razem brałam wdech co 3 ruch ręką.
To wszystko nie zmienia faktu, że mam słabe nogi, bo po 30 minutach prób pływania, poczułam uda, gdy wsiadłam na rower w drogę powrotną. Poza tym naprawdę daleka droga przede mną. Ale nie poddam się, w wodzie czuję się fantastycznie!

Wczoraj rano wybrałam się na 5km, ale źle mi się biegło, miałam ciężkie i opuchnięte nogi, więc zrezygnowałam po 3,5km, a potem śniadanie zjedliśmy i pojechaliśmy do rodziców Michała na grilla. Co roku w weekend majowy do nich jedziemy, taka mała tradycja. Były nawet 2 z 3 sióstr Michała, co się rzadko zdarza, bo wciąż są poza domem :)
Fajnie, nacieszyłam oko widokiem Borysa, ich ukochanego labradora. Co prawda znowu przytył, ale... on ma takie poczciwe spojrzenie!

Jestem już po owsiance i espresso, za jakieś 40 minut odpalę sobie Ewę Chodakowską - odkąd wróciłam do biegania, porzuciłam ją. Dzisiaj się mierzyłam i prawie wszędzie 1-2 cm mniej, ale to trochę za mało. Wciąż mam wielki tyłek. Trzeba coś z tym zrobić, bo sezon bikini właśnie się rozpoczął.





środa, 1 maja 2013

Prawie jak triathlon (biega, jeździ, pływa!)

30.04. - Bieganie: 5km, 29:36 min, tempo 5:55 min/km  
01.05.-  Rower: 19km
01.05.-  Pływanie: 30 min

Wczoraj pobiegałam rano - 5km, 2 razy przeszłam do marszu na 20 sekund. Biegłam w Nike Free Michała i w nich naprawdę czuję, że frunę! Spróbuję wyjąć sobie wkładkę z moich Asicsów, może będzie podobnie i może też będzie wymuszony krok ze śródstopia? Troszkę czułam kolano na początku, ale minęło i potem nic nie dokuczało, więc odnoszę wrażenie, że czasem ono mi tylko sygnalizuje "Hej, miałaś kontuzję, miednica do przodu, pracuj właściwie stopami, plecy proste!". 
Trochę też pozałatwiałam spraw, podjeżdżając rowerem, ale nie będę Wam wypisywać 5km, więc sobie podaruję.
Za to dzisiaj... Wstaliśmy o 8, zjedliśmy duże śniadanie, wypiliśmy espresso i po strawieniu pojechaliśmy rowerami na Termy Maltańskie - mieszkamy nad Maltą, więc trudno mi wytłumaczyć, dlaczego nigdy tam jeszcze nie byłam... Szczególnie, że zawsze lubiłam pływać. Michał trenuje na basenie 2 razy w tygodniu i zrobił ogromne postępy, choćby samemu ucząc się kraula.

No właśnie - nie jeździłam na basen, bo jako biegaczka, nie mogę pływać żabką - bardzo obciąża kolana!
A ja właśnie tylko krytą żabą w wodzie się poruszam. Pożyczyłam od ratownika deseczkę, by popracować nad techniką i jakoś szło. Szybko deseczkę odstawiłam, bo okazało się, że łatwiej jednak bez niej próbować, czytaj: mam bardzo słabe nogi. Ramiona też. W ogóle wszystko mam słabe. No ale za pierwszym razem zawsze jest trudno, więc jutro lub w piątek znowu spróbuję. Nie było więc tak łatwo, ale 2 razy udało mi się bez przerwy przepłynąć pół 50-metrowego basenu (czyli jeden "normalny"), a resztę przeplatałam żabą.

Jutro do pracy, więc na chwilę przerywam ten długi weekend! ;>


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rowerowo - urlop trzeba wykorzystać!

 27.04. - Rower: 13km + GS: 100 brzuszków i porządne rozciąganie


Hm, cukier 103 (w normie jest do 110), ciśnienie 130/80 - czyli wszystko ok. Skierowanie do chirurga naczyniowego mam, jutro się zapiszę. Szczególnie, że popołudniu się dowiedziałam, że moja sąsiadka (rówieśniczka), ma zakrzepicę i było już bardzo źle. Nie lekceważmy tej choroby, to trzecia przyczyna zgonów w Polsce! 

Na basen mi się nie udało dotrze - mocno padało, a nie miałam ochoty jeździć w deszczu. Jutro po biegu podjadę. No właśnie... czy powinnam biec? Czułam dzisiaj kolano :(


niedziela, 28 kwietnia 2013

Bieganie i rower

27.04. - Rower: 15km
28.04.- Bieganie: 5km, troszkę marszu, 29:48, tempo 5:58 min/km + 60 brzuszków

Wczoraj z Karoliną (koleżanka z pracy, z którą czasem jeżdżę na rowerze - mieszka w pobliżu, więc łatwo się umówić) przejechałam 15km, ale nie obyło się bez przygód. W lesie za Maltą (w kierunku stawu Olszak i Nowego Zoo) odbywał się jakiś rajd na orientację. 
Przy płocie, z którego widać słoniarnię, usłyszałyśmy płacz dziecka i wołanie o pomoc. Okazało się, że 9-letnia Gabrysia się zgubiła. Po kilku minutach rozmowy i wyjaśnień, wsiadła na bagażnik i podwiozłyśmy ją prawie do mety - prawie, bo kilkaset metrów przed Parkiem Linowym, gdzie impreza się zaczynała i kończyła, Gabi zauważyła swojego kolegę z klasy, do którego dołączyła ("Może nie będzie takiej siary i zdobędę jednak jakieś punkty"), więc podejrzewam, że nikomu się nie przyznała, co ją spotkało. Mam nadzieję, że to niepowodzenie (jej pierwszy rajd), nie zniechęci jej i będzie brała udział w kolejnych takich imprezach.
Swoją drogą, niezła bystrzacha, ładnie się wysławia, sporo czyta i do tego nauczyła nas kilku słów po chińsku (jej mam uczy na UAMie tego języka).

A dzisiaj wybrałam się na 5-km jogging. Troszkę maszerowałam, ale nieporównywalnie mniej, niż w środę. Nogi ciężkie (nie nosiłam pończoch uciskowych wczoraj - chyba powinnam się zbadać w kierunku zakrzepicy żylnej...), spuchnięte, obolałe, a i wydolnościowo bez rewelacji, ale wczoraj piłam wino i późno poszliśmy spać. No i za szybko biegłam, co widać po czasie. Czy to spowodowało ból kolana po treningu? Lekki i krótki, ale jednak się odezwała kontuzja... Oby chwilowo.

A jutro rano idę do lekarza, żeby zbadać sobie cukier, ciśnienie i poprosić o skierowanie na badania zakrzepicy. Urlop trzeba dobrze wykorzystać, dlatego po lekarzu chcę podjechać na basen. Nie pływałam długo, bardzo długo, a myślę, że przyda mi się takie rozluźnienie.
Do pracy dopiero w czwartek.

Miłego tygodnia!

ps. Waga dzisiaj była łaskawa. Za tydzień comiesięczne mierzenie. No ciekawe...



czwartek, 25 kwietnia 2013

Rower wieczorową porą

25.04. - Rower, 12km

Skromnie, ale w pracy posiedziałam dłużej, więc wróciłam trochę zmęczona. Zjadłam pół ananasa, wypiłam dobrą włoską kawę i się przejechałam. Wróciłam, gdy księżyc już był bardzo dobrze widoczny, a ja kluczyłam po ciemku. Troszeczkę, bo mam słabe oświetlenie.

Sałatka z pieczonych buraków do pracy zrobiona, więc czas spać. Tylko... czy będę miała czas ją zjeść?

A jutro zdjęcia z maratonu jakieś wrzucę. 

Dobranoc.

środa, 24 kwietnia 2013

Bieg 4,6km - I'm back!

20.04.- 11 km roweru po Warszawie
24.04. - BIEG: 4,6km, 00:32:34h, tempo 7:00 min/km. 30 sekund marszu+4:30min biegu na zmianę.

Nie myślcie, że to maraton mnie tak zainspirował, choć coś w tym jest... Nosi mnie od dawna, dzisiaj znowu pobiegłam.
Weekend, jak wiecie, spędziliśmy w Warszawie. W sobotę pojeździliśmy troszkę po Warszawie rowerami miejskimi, a dzisiaj... To już wiecie z początku posta: pobiegłam. Zdecydowałam się na ostatni tydzień planu dla początkujących na 5km. Serdecznie wszystkim polecam właśnie od niego zacząć.

Mięśnie ok, wydolność ok, tylko piszczele wybuchały na początku, ale rozluźniłam chodem pingwina, kilkoma ćwiczeniami i było dalej już ok. Co roku po zimie mam z nimi problem i przed biegiem muszę je w ten sposób rozluźniać. Po kilku tygodniach wszystko mija. Tak jakby moje piszczele spały zimą.
Pod koniec biegu czułam troszkę krętarz, ale kolano - NIC!
Dobrze się rozciągnęłam, zjadłam resztę makaronu i od razu lepiej :)

Trzymać kciuki, by kolano się nie odezwało!

piątek, 19 kwietnia 2013

W drodze na maraton

...w granicach rozsądku - miało brzmieć ostatnie zdanie poprzedniego posta, ale się spieszyłam :)

Chciałam tylko Wam donieść, że znowu byłam przeziębiona, więc musiałam się oszczędzać w tym tygodniu. Głównie spałam po pracy. Ale... dałam radę! Ani kostki czekolady! Ani ciasteczka, ani paluszka, choć było to wszystko w pracy. Wczoraj dopiero miałam lekki kryzys, ale zjadłam łyżkę żurawiny, kilka morelek i suszonych jabłek. I ok. Myślałam, że będzie trudniej. Dzisiaj popołudniu pewnie coś już sobie zjem, ale jutro w końcu czas na lody. Tylko o nich myślę od wtorku. A! Mimo, że nie ćwiczyłam, to jestem lżejsza. Chyba jednak za dużo jem słodyczy... ;)

To będzie w Warszawie, bo za 1h wychodzimy na polski bus i ruszamy w stronę stolicy - w niedzielę Michał pobiegnie Orlen Maraton, a ja będę śmigać z Agatą.
Nie mogę się doczekać!

Nie będę pisała o wydarzeniach z Bostonu, bo jest to niewyobrażalne dla mnie, jak można uderzyć w ten sposób w najbardziej pokojową imprezę... Nie warto, niech się nie cieszę psychopaci, którzy są za to odpowiedzialni.

Pozdrawiam Was, odezwę się po weekendzie!


niedziela, 14 kwietnia 2013

22. i 23. Trening z Ewą Chodakowską oraz rower! No i post....?

12.04 - 22. Trening z Ewą Chodakowską - Trening z Gwiazdami - w tym 100 brzuszków 
13.04 - 23. Trening z Ewą Chodakowską - Trening z Gwiazdami - w tym 120 brzuszków + 15 km roweru
14.04. - 10 km roweru 

Koniec ze squatami - poczułam kolano. Michał mnie ostrzegał, a ja nie chciałam słuchać.
A w ogóle... ciężki tydzień miałam w związku ze zmianami pogody, dlatego teraz nadrabiam.

W piątek Ewka, w sobotę Ewka i rower pierwszy - 5km. Zaskoczona poczułam uda na początku! No i lekko tyłek bolał, ale nie tak, jak zwykle na początku sezonu. Dzisiaj wyciągnęłam koleżankę z pracy na 10 km, więc już bardziej czuję koniec pleców, ale też jest to do wytrzymania.


Nie macie pojęcia, jak mi brakowało roweru! A pogoda przednia, right? Teraz już tak będzie, moi drodzy!

Zmierzyłam się dzisiaj - kolejny centymetr mniej w brzuchu! To tylko motywuje do dalszej pracy nad sobą.

Poza tym stało się. Spódniczka w rozmiarze S pasuje jak ulał, nawet byłam w niej w pracy. Dziewczyny są bardzo miłe, ale ja naprawdę wiem, że mam na czym siedzieć... Jest lepiej, ale bez przesady...
Będzie szybko lato, troszeczkę żałuję, bo nie zdążyłam tyle zrobić, ile chciałam, ale trudno. 

I tak jest lepiej, i tak jest postęp, no i nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa ;)

Miłego tygodnia!

Ps. W poprzedni weekend była u nas Alena, która robi sobie 30-dniowy post od słodyczy i alkoholu. Zainspirowała mnie. Żeby nie było za trudno, wyznaczyłam sobie tydzień, ale to nierealne, bo w piątek jedziemy do Warszawy, a wycieczka zobowiązuje... :) Więc zobaczymy na razie 4,5 dnia. OD jutra do piątkowego popołudnia. Nie wiem, jak przeżyję choćby 1 dzień bez czekolady. Nie wiem. Ale spróbuję. Trzymajcie kciuki.

Ps.2 Dozwolone są suszone owoce, w rozsądnych granicach. ;)


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

21. Trening z Ewą Chodakowską


08.04. - 21. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo + 100 brzuszków


Pięknie. Po pracy obiad, kawa, drzemka (tak, w tej kolejności :D), a następnie Turbo Chodakowskiej. Dzisiaj dzień wolny od squatów, więc dorzuciłam na koniec 100 brzuszków i 60 grzbietów z ostatniej części TZG. Czyli klasyk. 
Cudownie się spociłam, a jak już złapałam oddech, to się porządnie porozciągałam i rolowałam na butelce kontuzjowaną nogę. Nie boli, ale... skoro robię to od tak dawna, to nie przestaję, przynajmniej chwilowo.

Pięknie dzisiaj było, słońce dało siłę, od jutra ma być zachmurzenie, ale spokojnie, to tylko na chwilę. Wiosna już jest, misie się obudziły, już się chce wszystkiego na nowo, a Wam?


Miłego tygodnia!


PS. Dzisiaj deska była 3x20 sekund na luuuuzie! Jest moc, jest coraz lepiej!

niedziela, 7 kwietnia 2013

20. Trening z Ewą Chodakowską i squaty

05.04. - brak squatów ;/
06.04. - 20. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo  + 75 squatów + 100 brzuszków
07.04. - 80 squatów

W czwartek był dzień wolny od squatów.
W piątek nie zrobiłam squatów i mam straszne wyrzuty sumienia.

Wczoraj było Turbo, to już moje 20. spotkanie z Ewą Chodakowską. Turbo to zdecydowanie mój ulubiony trening Ewy. Odpuściłam celowo 2 rundy, a po Turbo zamiast nich zrobiłam 100 brzuszków z ostatniej części TZG. Na sam koniec planowo 75 squatów.

Dzisiaj 80 squatów, bo już jesteśmy przy 7. dniu, do tego przed nimi jakies wymachy i podskoki i tyle z dzisiejszej aktywności - chyba że zaliczycie mi 10 km marsz w trakcie 6. Półmaratonu w Poznaniu; starałam się być wszędzie, by dopingować Michała, Alenę, ogromną grupę znajomych oraz moich rodziców. Tak, oboje dobiegli - tata z kontuzją (może w końcu wyleczy?!), a mama zrobiła sobie prezent na 50. urodziny i poprawiła czas o 20 minut (2 lata temu razem debiutowałyśmy), choć większość trasy maszerowała. Jestem z nich naprawdę dumna.

Taki szczegół: Michał i Alena znowu życiówki zrobili 1:40:46 to Michał, a Alena jak zwykle pocisnęła i 3 sekundy jeszcze z tego urwała na finiszu :) Są niesamowici! Tak bardzo im zazdroszczę i wierzę, że w końcu razem pobiegniemy.

Jestem wykończona emocjami i ilością powietrza (o 8:30 wyszliśmy z domu, powrót o 13), więc dzisiaj typowy raporcik, żebyście wiedzieli, że żyję. 

;)


środa, 3 kwietnia 2013

19. Trening z Ewą Chodakowską, pilates i squaty

Gdybyście mieli wątpliwości: wczoraj po pilatesie zrobiłam rozgrzewkę i 55 squatów :) W poprzednim poście macie plan na ten miesiąc. Pracujemy na piękne uda i pupę :)

Natomiast dzisiaj: rozgrzewka, dalej pierwsza część Treningu z Gwiazdami, następnie tak jak przedwczoraj: trzy 6-minutówki Ewy Chodakowskiej:

1- Link 2- Link 3- Link

a potem 60 squatów i potem 140 brzuszków oraz 50 grzbietów (kombinacje wzięłam z trzeciej części TZG). Do tego oczywiście rozciąganko. Czuję mięśnie, fajnie jest, deska idzie mi coraz lepiej, jestem bardzo zadowolona z treningów - wracam do formy po chorobie i różnych perypetiach. Jest moc! ;>

W tym tygodniu jeszcze chciałabym pobiec znowu 3km, by sprawdzić, czy na pewno kontuzja odpuściła, bo na razie jest ok (odpukać...).

Yay, o 6 wstaję, dobranoc!


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

18. Trening z Chodakowską, squaty i bieg!

Najpierw 2 tygodnie chorowałam, potem jeszcze pokaszliwałam, a mając w perspektywie wizytę w szpitalu, wiedziałam, że nie mogę być chora, więc bardzo się oszczędzałam, w sensie: nie trenowałam. 




Gdy mnie nie było z Wami przez ten czas, zaliczyłam raz pilates u pani Teresy i 2 razy Chodakowską, ale bardzo delikatnie, jedynie statyczne ćwiczenia robiłam, by ruszyć mięśnie, więc nie zaliczam tego jako treningi.
Wyobraźcie sobie, że odkąd chodzę do Pani Teresy, nie boli mnie kolano. To już 3 tygodnie, jak nawet go nie czułam! Ćwiczenia robię 2-3 razy w tygodniu i dużą wagę przywiązuję do postawy, więc myślę, że faktycznie to było przyczyną mojej kontuzji. Początek sezonu biegowego nie napawa mnie radością, bo wciąż nie biegam, ale gdybyście tylko wiedzieli, jak mnie nosi, jezu!
I tak mnie dzisiaj nosiło, że w końcu wyszłam na próbę na 3km - przyznam, że  nie wytrzymałam, a miałam tylko zrobić Chodakowską... No ale nie mogłam, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Wszystko przez Kobiety Biegają. Przeczytałam relację z mojego ukochanego Rzymu i po prostu nie mogłam zostać w domu.

Pożyczyłam buty Michała i kolejny raz się przekonałam, że są świetne. Chyba jednak w nie zainwestuję. Biegło mi się lekko, pomijając to, że trochę się odbijało żurkiem... Ale i tak cudownie było znowu biec.

Byłam bardzo rozsądna: zdecydowałam się na 3km, troszkę z tego maszerowałam. Jak wiecie, kolano dokuczało po 2.km. Dzisiaj trzy razy miałam takie wrażenie, jakby chciało mnie rozboleć, ale się nie odważyło. Po biegu solidnie się rozciągałam, zrobiłam trzy 6-minutówki Ewy Chodakowskiej:
1- Link
2- Link
3- Link

Wiem, że powinno być 5 takich filmików, ale wcześniej biegłam, a i później ćwiczyłam jeszcze, więc razem miałam ok 50 min trening. A 30 to minimum - pamiętajcie, absolutne minimum.


 

Potem jeszcze dorzuciłam 100 brzuszków, 50 grzbietów i moje pierwsze 50 squatów, bo zdecydowałam się na wyzwanie w kwietniu. Zobaczymy, ile wytrzymam. Walczymy o zgrabną pupę, został miesiąc do bikini! Kto będzie ze mną robił squaty?

Nic mnie nie boli, serce jedynie, ale to z radości, że się udało, że może to już koniec... Tak bardzo chcę normalnie biegać, zacząć od zera, z czystym kontem - bo tak będzie, zdaję sobie sprawę z tego, że upłynie trochę potu, zanim zacznę biegać tempem 6:30/min. Ale to nic, że będę się ślimaczyć. Ja po prostu bardzo chcę znowu biegać.



niedziela, 10 marca 2013

16. i 17. Trening z Ewą Chodakowską

09.03. - 16. Trening z Ewą Chodakowską - Skalpel
10.03. - 17. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo
 


Mała rzecz a cieszy. Dzisiaj kupiłam spódniczkę w rozmiarze S. Założyłam, zapięłam, usiadłam w niej. Wszystko bez trudu, bez wdechu, bez napinania się ;)

Mam strasznie wielki tyłek w niej, ponieważ jest w jasne wzory (no dobra, nie tylko w niej, ale skoro mam okazję, to zrzucam na wzór). Michał się cieszy, że uwydatnia moje biodra, ja nad tym ubolewam... 

Ale ten rok ogłaszam rokiem spódniczek i sukienek, o tak!
Mam jeszcze sporo do zrobienia, jeśli chodzi o zgubienie oponki W KAŻDYM MOŻLIWYM MIEJSCU, ale -3 cm tylko w brzuchu zrobiły swoje ;) To mnie jedynie zmobilizowało i odczekałam po obiedzie (pyszny pieczony okoń!) 2,5h, a potem włączyłam Turbo. I czuję, że żyję.

Bo jednak wczorajszy Skalpel nie dał mi takiej satysfakcji. Fajne ćwiczenia, same statyczne, jednak te na nogi są absolutne niewskazane na moje pasmo biodrowo-piszczelowe. Muszę ten akurat program odpuścić. Cóż, i tak wolę się zniszczyć podczas Turbo, a jak mi się znudzi, będę robić Killera.

Przygotuję jeszcze sałatę z fetą do pracy, zapakuję połówkę ananasa, poczytam i zasnę. I będę śniła o wiośnie. Za tydzień nie będzie śladu po śniegu i mrozie, wierzę w to. I wtedy założę moją spódniczkę w rozmiarze S.



15. Trening z Ewą Chodakowską i Pilates

05.03. - 15. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo
05.03. - Pilates

Słaby tydzień dla mnie, ale to dlatego, że go przespałam - przesilenie daje o sobie znać, po pracy jem obiad i idę spać, to jakiś dramat, serio...

We wtorek rano miałam pilates, indywidualną lekcję. Pierwszą, więc pani Teresa mnie dokładnie obejrzała, zbadała i już wszystko wiemy. Garbię się od zawsze, ale pani twierdzi, że plecy są proste i ogólnie nie ma dramatu. Mam oczywiście lekkie skrzywienie kręgosłupa, ale u mnie problem stanowi miednica - niewłaściwie jej używam i ćwiczeniami to zmienimy. Całe lata ciężar ciała spadał na prawą stronę, teraz trzeba to "odkręcić". Poza tym jest jakiś problem ze stopami. Pronacja, to raz, ale ja od zawsze podwijam paluchy do góry i to powoduje brak stabilności. To też zmienimy, jak również będę miała lepszą równowagę - to akurat mam ćwiczyć masażem piłką tenisową, by pobudzić tam wszystko do życia. Bolesny, no ale jeśli dzięki temu będę twardo stąpać po ziemi... :)

Poza tym dostałam kilka zadań domowych, które robię kilkanaście razy dziennie (Czego efekty są odczuwalne już od kilku dni, w końcu czuję mięśnie brzucha!) - mogę je wykonywać na leżąco, na siedząco, na stojąco, w domy, tramwaju itd. Robię je w takim razie i w pracy i w domu. Zajmują razem 5 minut.

Kolejne zajęcia mam we wtorek wieczorem. I to tylko dlatego, że ktoś się rozchorował. Bardzo ciężko się dostać do tej pani, którą tak poleca dr Marszałek, bo prowadzi same 3-osobowe grupy i nikt nie chce rezygnować. Jest naprawdę rozchwytywana.
Pani niemłoda już, a jest na bieżąco. Mówiłam o pronacji i o tym, że mam odpowiednie buty, na co odpowiedziała, że jej zdaniem chyba lepiej, żebym biegała w czymś neutralnym. I tak - miała na myśli coś na kształt Nike Free ;) 
No zobaczymy, na razie w ogóle nie mam biegać jej zdaniem, żeby nie utrwalać złych nawyków, bo w biegu trudniej kontrolować postawę. Ewentualnie mam pozostać przy marszu i ćwiczenia codziennie. 
Może za tydzień wybiorę się na marszobieg w butach Michała?

No a wieczorem włączyłam Turbo, po którym zrobiłam jeszcze dodatkowo 150 brzuszków.

Będzie dobrze, tylko muszę jeszcze trochę poczekać ;)



  

niedziela, 3 marca 2013

B I E G A M ;)

Wszystko zaczęło się w środę - czekaliśmy na ogłoszenie wyników konkursu i czekaliśmy, a Dota przetrzymywała nas jakiś czas...Kiedy postanowiliśmy wziąć w nim udział, śmialiśmy się, że jak wygramy oboje, to co my, kurde, zrobimy?? Co, oboje wystartujemy na Festiwalu Biegowym?! Michał, wszem - szykuje się na 66, może 100km, ale ja, która walczy od pół roku z kontuzją?

No i wygraliśmy!!!!

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. W czwartek zadzwoniłam do fizjoterapeutki, którą polecał mi dr Marszałek i umówiłam się na wtorek przed pracą na godzinną sesję indywidualną. Kiedy usłyszała, z czym dzwonię, od razu powiedziała, że pracując jeszcze w Anglii, odwiedził ja chłopak, którego też zaczęło boleć kolano podczas biegania. Zrobił wszystkie możliwe badania, wszystko było ok. Odpowiedź byłą taka, jak na 99% u mnie będzie: słabe mięśnie brzucha! Przecież to mięśnie brzucha i grzbietu odpowiadają za właściwą postawę, bo trzymają kręgosłup. Chodziłam więc na pilates, robiłam 3 razy w tygodniu ćwiczenia z Chodakowską, które kończyłam 250 brzuszkami i 150 grzbietami, do tego rolowanie pasma biodrowo-piszczelowego na butelce i porządne rozciąganie.

Przyznaję: dzisiaj czuje krętarz, ale najważniejsze, że nie kolano! nic a nic! Nawet nie chciało boleć, nawet go nie czułam!
5 kilometrów najszczęśliwszego marszobiegu za mną dzisiaj. Oczywiście cały czas pamiętałam o miednicy do przodu ;)

Biegacze mnie pozdrawiali, krzyczeli "Cześć", a ja do wszystkich się śmiałam.
Po sześciu miesiącach zostałam jakby spuszczona ze smyczy, przeprosiłam się z lasem i przypomniałam sobie, jaką radość daje mi bieganie.

Wróciłam w takiej euforii, że w 15 minut przygotowałam babeczki pomarańczowe, spodziewając się lada chwila rodziców na kawie ;)

Nie wiem, jak dzisiaj zasnę, serio, a chcę jeszcze zrobić trening Chodakowskiej - może mnie uśpi? ;>

Jestem naprawdę szczęśliwa ;)



sobota, 2 marca 2013

13. i 14. trening z Ewą Chodakowską

26.02. - 13. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo
02.03. - 14. Trening z Ewą Chodakowską - Trening z Gwiazdami



W tym tygodniu znowu będą trzy zamiast czterech treningów...
We wtorek było Turbo, a dzisiaj z Gwiazdami - dzisiaj lżej, bo jutro dam sobie wycisk ;)

Nie wytrzymałam i zmierzyłam sobie udo, mam cm mniej! Mało, bo tylko 1cm, ale to tak cholernie motywuje, że przy minimalnym wysiłku (3 treningi w tygodniu) są jakieś efekty!
A jutro generalne mierzenie, wszystkiego, uzupełnienie tabelki, którą Wam tu przedstawię.

Jutro też napiszę o czymś, co spotkało mnie w tym tygodniu, o czymś co jak nic daje mobilizację.

Wybaczcie, że bardzo krótko dziś, ale Michał już czeka z winem... ;)

 
  

niedziela, 24 lutego 2013

12. Trening z Ewą Chodakowską

 24.02. - 12. Trening z Ewą Chodakowską - Turbo


Skoro się obijałam w tygodniu, trzeba było cokolwiek nadrobić w weekend.

Dzisiaj koniec z leniuszkowaniem podczas Treningu z Gwiazdami, czas powrócić do Turbo. Od razu zaznaczam, że nie zrobiłam całości, wymiękam przy desce bokiem, ale wyszło 80% całości, pot lał się strumieniami. Zewsząd. I jak zwykle, byłam bardzo potem głodna :)

Już dawno przestałam Ewę przeklinać, a radość z treningu mam niemal od początku, ale ja się zawsze lubiłam trochę skatować...
Obraziłam się na pogodę, więc nie spróbowałam znowu biegu (Droga Podświadomości, czyżbym tchórzyła?), może za tydzień? Kolano pobolewa co kilka dni, więc pewnie i tak się skończy porażką i skierowaniem na prześwietlenie. 

Spadam, pstrąg czeka, ostatnio dużo ryb, nawet 3 razy w tygodniu, aj!

Za tydzień mierzenie! Wierzyć się nie chce, że już trzecie. Wiosna za pasem: senna chodzę całymi dniami, zajady wyskakują, kot gubi sierść... Mówię Wam, to koniec zimy.

sobota, 23 lutego 2013

11. Trening z Ewą Chodakowską

23.02. - Ewa Chodakowska -Trening z Gwiazdami


Wiem, obijałam się w tym tygodniu, ale tyle się działo, że naprawdę nie było wiadomo jak i kiedy.
A od środka tygodnia, po spektakularnych zmianach w pracy, to już w ogóle... 

Dlatego dopiero dzisiaj rano trening, znowu z gwiazdami, jutro bym chciała Skalpel lub Turbo - zobaczymy, na co będę miała ochotę rano.

Waga nie chce ruszyć, sprawdzam ją co kilka dni, uparcie pokazuje szatańskie liczby. Serio: 66,6 kg ;)
Ale po ciuchach widzę, że jest dużo lepiej, za tydzień kolejne mierzenie. Tak, obiecuję, że wkleję :)

Czekamy na przyjaciela domu. 
Czeka na niego również już prawie upieczona szarlotka w piekarniku. I lody w zamrażalniku. Raz to nie zawsze, right? 

Przyjemności, odpocznijcie!

sobota, 16 lutego 2013

9. i 10. Trening z Ewą Chodakowską


11.02. - Ewa Chodakowska - Trening z Gwiazdami
16.02. - Ewa Chodakowska -Trening z Gwiazdami

W poniedziałek było późno, gdy zaczęłam ćwiczyć, a w TURBO jest więcej tupania, więc chciałam dać pożyć sąsiadom i trening, który zaczęłam po 22, powinien być lżejszy, więc skończyło się na tym z Gwiazdami. 
Tydzień miałam pracowity, nie było kiedy trafić na pilates :( więc dzisiaj rano rozpoczęłam trening, ale Turbo byłby za dużym szokiem po kilku dniach nicnierobienia, dlatego znowu ten z Gwiazdami wzięłam na barki ;) dołożyłam kilka rozciągających, rolowanie butelki, deska 2x15 sekund i zadowolona po prysznicu stanęłam na wadze. ;)
A tabelka wkrótce, obiecuję ;)

Trzymajcie kciuki, jutro spróbuję pobiec. Boję się. Ale co tam... najwyżej wrócę marszobiegiem. To naprawdę dziwne, że co jakiś czas boli mnie kolano, skoro nie biegam od tak dawna... Chyba jednak wybiorę się do ortopedy.