środa, 11 września 2013

WCIĄGNIJ BRZUCH, czyli pilates po wakacyjnej przerwie

"Wciągnij brzuch!" - usłyszałam od mojej fizjoterapeutki dzisiaj chyba 30 razy. 
I była załamana moimi sztywnymi stawami biodrowymi - powiedziała, że z tego bierze się też ból kolana i inne.
I znalazła miejsce, gdzie miałam skręconą kostkę - zawyłam.
Popracowałyśmy godzinę - pod koniec powiedziała, że czuje, że powoli mi się biodra rozluźniają, ale że dużo pracy przed nami.
Ech.

I mam zadanie domowe, robić torpedę i się rozciągać. Może się odważę i nagram filmik.

Jeszcze słówko o rowerze- jeżdżę codziennie do pracy, ale... Czy wiecie, że kiedy wstaję o 5:10, jest zupełnie ciemno? Gdy wsiadam na rower i ruszam do pracy, o 6, czasem o 6:15, jest jaśniej, ale to już jednak nie jest to... I zimno. Na szczęście mam ciuchy. Dają radę ;)




A teraz uciekam spać, jestem wykończona.


ps. Przyjęłam dzisiaj 1530 kcal, zjadając śniadanie o 5:40 rano, potem drugie śniadanie w pracy o 9:30 dalej trzecie śniadanie (nie śmiejcie się :D) o 13:30, następnie obiad o 19 (w międzyczasie brzoskwinia i banan) i rządek czekolady na to wszystko. Jak to możliwe, że wpieprzyłam 2500kcal w niedzielę?! Ja w ogóle nie jestem teraz głodna! Idę spać, może wyśnię rozwiązanie.



niedziela, 8 września 2013

Rolki

Jak napisałam, tak zrobiłam - odkurzyłam rolki, pojeździłam 25 minut. Następnie w domu zrobiłam 40 brzuszków i 15 squatów i długo się rozciągałam. Kiedy godzinę później jechałam na zakupy rowerem, czułam mięśnie, ale tak jak powinno się je czuć po treningu - czułam, że je mam. I tak się cieszyłam, że się zmobilizowałam, a jednocześnie żałowałam, że tak długo zwlekałam.

Wracam, wracam do regularnego sportu, bo 80-100 km tygodniowo rowerem to stanowczo za mało.

A, zmieniłam stronę z liczeniem kalorii, bo tamta była płatna. Jestem na tabelach kalorii. Znacie? Korzystacie?

I przepraszam, że tak długo mnie było. Wstyd mi. Mojemu ciało też.
Jak dobrze znowu czuć, że są mięśnie i mieć świadomość, że coś się dla siebie zrobiło! Nawet jeśli to trwało tylko 40 minut... Życzę sobie codziennie takich 40 minut.

Miłego tygodnia!


ps. Przyjęłam dzisiaj 2578 kcal, ale do Dextera wypiłam pół piwa i zjadłam spory kawał sera pleśniowego... I on mi tak podbił. Cóż, pocieszam się, że to nie czipsy. Miło by jednak było, gdybym chociaż 5 dni w tygodniu utrzymała do 2 000 kcal.

Majka's back


 
1500 km pojawiło się na liczniku tydzień temu




Witajcie po 2 miesiącach przerwy. Najpierw było to spowodowane skręceniem kostki, potem pracą, w której spędzałam 12-14 godzin na dobę, a następnie... Sami wiecie, jak to jest, gdy długa przerwa Was zaskoczy. Ciężko zacząć.

Tydzień temu wyszłam na krótki bieg, 3,5 km. Pod koniec niestety czułam kolano ;( W środę zaczynam nowy sezon na pilatesie, więc wszystko powinno wrócić do normy. ;> Trzymajcie kciuki.

Tymczasem tydzień temu stuknęło mi 1500km na liczniku w tym roku. Jeżdżę codziennie do pracy rowerem, poza małymi wyjątkami. Trochę też w weekend, ale raczej rekreacyjnie (do 15-20km).

Dosyć opieprzania się. Nie przytyłam bardzo, ale czuję się taka ociężała, sflaczała, bo rower to jednak za mało. Zalogowałam się na ile waży w celu dokładnego policzenia kalorii, które dziennie przyjmuję i trochę jestem przerażona liczbami, które wyskoczyły po dzisiejszym śniadaniu...  
Będę informować, ile i dlaczego tak dużo, pojawia mi się tam kalorii. Mam nadzieję, że zmobilizuje mnie to do zmniejszenia ilości wpieprzanych śmieci i słodyczy.

Michał też jest tam zalogowany, ale z innego powodu, niż 99% społeczeństwa - pilnuje, by nie przyjmować mniej kalorii niż 3- 3 500, a najszczęśliwszy jest, jak uda mu się dobić do 4 000. Serio. 

Odkurzam rolki i do dzieła.

Miłej niedzieli ;)

niedziela, 7 lipca 2013

niedziela, 16 czerwca 2013

Rower i bieganie (?)

07.06. Rower: 16 km
10.06. Rower: 18,5 km
            Bieg: 2 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)
11.06. Rower: 15 km
12.06. Rower: 16 km
13.06. Rower: 16 km
14.06. Rower: 22 km
15.06. Bieg: 4 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)



Jak widzicie, biegam mało i rzadko. Wczoraj miałam 4 km z marszem, było mi bardzo ciężko. A dzisiaj czuję kolano ;/
Muszę się wziąć w garść, wiem o tym. Wiem, że po raz kolejny to piszę. Ale bez regularności będzie kicha.

 

środa, 5 czerwca 2013

Pilates, rower i Pogoń za Wilkiem

04.06. Rower: 22km
04.06. Pilates
05.06. Rower: 16 km


Jak już się zawzięłam, postanowiłam, nastawiłam, by wstać jutro o 4:30 i pobiec, to zaczęło mnie boleć gardło - czy dlatego czułam się od wczoraj osłabiona? Czy dlatego boli mnie głowa od wczoraj? Znowu przeziębienie? Pogoda powinna być odpowiedzią, ale chcę się bronić, serio.

Dlatego dzisiejszy wieczór przeznaczam na uspokojenie się, herbatę z miodem. Wskakuję znowu do łóżka, chce odgonić choróbsko!

Tymczasem zapisałam się na pierwsze w tym roku zawody. Pogoń za Wilkiem 27.07.
Chcę pobiec poniżej godziny, spokojnie, nie łapiąc kontuzji. 

A fizjoterapeutka wczoraj na pilatesie ostro mnie powyginała, ale dzięki temu jestem rozciągnięta jak nigdy!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bieganie, odcięcie prądu

03.06. Bieg 5 km 00:28:27 (5:41 min/km)

Nie wiem, co powiedzieć i jak to opisać, ale po prostu mnie odcięło.
W końcu bez marszu, czułam jak frunę, biegłam - za szybko, co wskazuje czas. Ale kto z Was by się powstrzymał? W końcu miała lekkie nogi i czułam się świetnie. Od kilku tyg nie biegłam w Nike Free Michała, dzisiaj je założyłam i po raz kolejny sprawdza się teoria, że to buty dla mnie!

Po pierwszym kółku w lesie, zaczęło mnie boleć nogi. Dobrze, posłuchałam organizmu, a nogi bolą mnie bardzo rzadko, przeszłam do marszu. A potem było tylko gorzej. A to się potknęłam (już zapadał zmrok), doszły zawroty głowy, nie miałam siły biec ani iść. Serio, zastanawiałam się, czy dotrę do domu. Zawsze mam w kieszonce 5zł na wypadek odcięcia, a dzisiaj akurat nie miałam!!! Potrzebowałam cukru, poza tym mało dzisiaj piłam.

Michał mnie opieprzył, że trzeci dzień z rzędu miałam trening i takie są skutki i że dzisiejszym treningiem wszystko zepsułam, że cofam się w rozwoju treningowym, że muszę mieć dzień przerwy, jak jestem po kontuzji, że jeśli dzień po dniu, to ten drugi trening musi być dużo wolniejszy i mniej obciążający... I mówi, że może to wszystko nałożyło się dzisiaj? W sensie za często biegam po takiej przerwie,  mało wody, mało cukru, bardzo mało dzisiaj węglowodanów, a nawet nie zjadłam połówki banana przed wyjściem, co zawsze robię.
Nie wiem, nie wiem. Weszłam do domu na drżących nogach, zjadłam natychmiast garść rodzynek, popiłam wodą, a na to wciągnęłam sezamki. I było lepiej.
Rozciąganie, prysznic, potem kolacja i teraz znowu czuję się dziwnie, słabo. 

Ktoś to potrafi wytłumaczyć? To tylko 5 km dzień po dniu...

Obiecuję: biegać wolniej i powstrzymywać się nawet wtedy, jak będę czuła się tak świetnie jak dziś. Michał, obiecuję :)