niedziela, 16 czerwca 2013

Rower i bieganie (?)

07.06. Rower: 16 km
10.06. Rower: 18,5 km
            Bieg: 2 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)
11.06. Rower: 15 km
12.06. Rower: 16 km
13.06. Rower: 16 km
14.06. Rower: 22 km
15.06. Bieg: 4 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)



Jak widzicie, biegam mało i rzadko. Wczoraj miałam 4 km z marszem, było mi bardzo ciężko. A dzisiaj czuję kolano ;/
Muszę się wziąć w garść, wiem o tym. Wiem, że po raz kolejny to piszę. Ale bez regularności będzie kicha.

 

środa, 5 czerwca 2013

Pilates, rower i Pogoń za Wilkiem

04.06. Rower: 22km
04.06. Pilates
05.06. Rower: 16 km


Jak już się zawzięłam, postanowiłam, nastawiłam, by wstać jutro o 4:30 i pobiec, to zaczęło mnie boleć gardło - czy dlatego czułam się od wczoraj osłabiona? Czy dlatego boli mnie głowa od wczoraj? Znowu przeziębienie? Pogoda powinna być odpowiedzią, ale chcę się bronić, serio.

Dlatego dzisiejszy wieczór przeznaczam na uspokojenie się, herbatę z miodem. Wskakuję znowu do łóżka, chce odgonić choróbsko!

Tymczasem zapisałam się na pierwsze w tym roku zawody. Pogoń za Wilkiem 27.07.
Chcę pobiec poniżej godziny, spokojnie, nie łapiąc kontuzji. 

A fizjoterapeutka wczoraj na pilatesie ostro mnie powyginała, ale dzięki temu jestem rozciągnięta jak nigdy!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bieganie, odcięcie prądu

03.06. Bieg 5 km 00:28:27 (5:41 min/km)

Nie wiem, co powiedzieć i jak to opisać, ale po prostu mnie odcięło.
W końcu bez marszu, czułam jak frunę, biegłam - za szybko, co wskazuje czas. Ale kto z Was by się powstrzymał? W końcu miała lekkie nogi i czułam się świetnie. Od kilku tyg nie biegłam w Nike Free Michała, dzisiaj je założyłam i po raz kolejny sprawdza się teoria, że to buty dla mnie!

Po pierwszym kółku w lesie, zaczęło mnie boleć nogi. Dobrze, posłuchałam organizmu, a nogi bolą mnie bardzo rzadko, przeszłam do marszu. A potem było tylko gorzej. A to się potknęłam (już zapadał zmrok), doszły zawroty głowy, nie miałam siły biec ani iść. Serio, zastanawiałam się, czy dotrę do domu. Zawsze mam w kieszonce 5zł na wypadek odcięcia, a dzisiaj akurat nie miałam!!! Potrzebowałam cukru, poza tym mało dzisiaj piłam.

Michał mnie opieprzył, że trzeci dzień z rzędu miałam trening i takie są skutki i że dzisiejszym treningiem wszystko zepsułam, że cofam się w rozwoju treningowym, że muszę mieć dzień przerwy, jak jestem po kontuzji, że jeśli dzień po dniu, to ten drugi trening musi być dużo wolniejszy i mniej obciążający... I mówi, że może to wszystko nałożyło się dzisiaj? W sensie za często biegam po takiej przerwie,  mało wody, mało cukru, bardzo mało dzisiaj węglowodanów, a nawet nie zjadłam połówki banana przed wyjściem, co zawsze robię.
Nie wiem, nie wiem. Weszłam do domu na drżących nogach, zjadłam natychmiast garść rodzynek, popiłam wodą, a na to wciągnęłam sezamki. I było lepiej.
Rozciąganie, prysznic, potem kolacja i teraz znowu czuję się dziwnie, słabo. 

Ktoś to potrafi wytłumaczyć? To tylko 5 km dzień po dniu...

Obiecuję: biegać wolniej i powstrzymywać się nawet wtedy, jak będę czuła się tak świetnie jak dziś. Michał, obiecuję :)



niedziela, 2 czerwca 2013

Powrót do treningów

Tydzień w Bieszczadach bardzo mnie zaskoczył, bo okazało się, że mogę chodzić po górach (co, jak wiecie, było dla mnie nowym doświadczeniem) 10-17km i nic mnie następnego dnia nie boli. Oczywiście należy brać pod uwagę fakt, że nie byliśmy obciążeni m.in. stresem związanym z pracą, a to wszystko ma wpływ na zachowanie naszych mięśni.

W środę nad ranem wróciliśmy do domu, ten dzień wykorzystaliśmy na regenerację, a potem zbierałam się do biegania.

Podsumowanie ostatnich kilku dni:

29.05. Rower 10,5km
30.05. Rolki 25 minut 01.06. Bieg 2 km + powrót po schodach na 8. piętro (128 stopni)
02.06. Bieg 5 km 00:33:39 (6:44 min/km) + rozciąganie z taśmą



Niestety rower mam znów w naprawie, tym razem musiałam oddać go do Decathlonu, gdzie mają jakąś awarię z pracownikami (pochorowali się, czy urlopy na żądanie czy coś), cóż - mam nadzieję odebrać go jutro, bo bez roweru to jak bez nogi.

W czwartek w końcu odkurzyłam rolki! Tylko chwilę pojeździłam, ale to naprawdę fajne. Obiecuję sobie, by znaleźć 30-40 minut chociaż raz w tygodniu właśnie na ten sport.

Wczoraj w końcu zdecydowałam się na bieg. Za karę, że tak długo nie biegałam, było bardzo ciężko, duszno, potraktowałam to jako rozruch i po 2km wróciłam do domu. Pogoda burzowa, więc zrzuciłam to na karb aury właśnie.

Dzisiaj wstałam o 7:30 i... nie było dużo lepiej, ale zmusiłam się do 5km, przeplatając je z marszem.
Czeka mnie walka, już to wiem.

Michał gdzieś wyczytał, że po powrocie z gór również potrzebujemy kilku dni na aklimatyzację - tu jest zupełnie inne powietrze, poza tym mięśnie inaczej pracują w naszej płaskiej Wielkopolsce.

A dlaczego nie biegałam w górach? Już pierwszego dnia, schodząc z Otrytu, poczułam kolano - to kontuzjowane. Zapomniałam bardzo zwracać uwagę na ugięte kolana przy schodzeniu. Następnego dnia Edyta, gospodyni domku, w którym mieszkaliśmy, pożyczyła mi kije i już do końca ich używałam. Podchodziłam sceptycznie do tego, ale okazało się, że one naprawdę zabierają sporą wagę, bardzo odciążają! 
Cóż, wygląda na to, że już zawsze w góry będziemy zabierać kije.

Tymczasem zbieram się w garść, trzeba coś postanowić i się zdecydować, co jesienią.

Od wtorku znowu do pracy idę, czas się przestawić na ranne bieganie, czyli wstawanie o 4 rano, bo inaczej nic z tego nie będzie. Uda mi się?


Ps. Po wczorajszym treningu weszłam na nasze 8. piętro i ani trochę nie zapiekły uda. Efekt chodzenia po górach? Będę stosować częściej, obiecuję!