poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bieganie, odcięcie prądu

03.06. Bieg 5 km 00:28:27 (5:41 min/km)

Nie wiem, co powiedzieć i jak to opisać, ale po prostu mnie odcięło.
W końcu bez marszu, czułam jak frunę, biegłam - za szybko, co wskazuje czas. Ale kto z Was by się powstrzymał? W końcu miała lekkie nogi i czułam się świetnie. Od kilku tyg nie biegłam w Nike Free Michała, dzisiaj je założyłam i po raz kolejny sprawdza się teoria, że to buty dla mnie!

Po pierwszym kółku w lesie, zaczęło mnie boleć nogi. Dobrze, posłuchałam organizmu, a nogi bolą mnie bardzo rzadko, przeszłam do marszu. A potem było tylko gorzej. A to się potknęłam (już zapadał zmrok), doszły zawroty głowy, nie miałam siły biec ani iść. Serio, zastanawiałam się, czy dotrę do domu. Zawsze mam w kieszonce 5zł na wypadek odcięcia, a dzisiaj akurat nie miałam!!! Potrzebowałam cukru, poza tym mało dzisiaj piłam.

Michał mnie opieprzył, że trzeci dzień z rzędu miałam trening i takie są skutki i że dzisiejszym treningiem wszystko zepsułam, że cofam się w rozwoju treningowym, że muszę mieć dzień przerwy, jak jestem po kontuzji, że jeśli dzień po dniu, to ten drugi trening musi być dużo wolniejszy i mniej obciążający... I mówi, że może to wszystko nałożyło się dzisiaj? W sensie za często biegam po takiej przerwie,  mało wody, mało cukru, bardzo mało dzisiaj węglowodanów, a nawet nie zjadłam połówki banana przed wyjściem, co zawsze robię.
Nie wiem, nie wiem. Weszłam do domu na drżących nogach, zjadłam natychmiast garść rodzynek, popiłam wodą, a na to wciągnęłam sezamki. I było lepiej.
Rozciąganie, prysznic, potem kolacja i teraz znowu czuję się dziwnie, słabo. 

Ktoś to potrafi wytłumaczyć? To tylko 5 km dzień po dniu...

Obiecuję: biegać wolniej i powstrzymywać się nawet wtedy, jak będę czuła się tak świetnie jak dziś. Michał, obiecuję :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz